Tytuł: Zawsze ktoś patrzy
Autor: Joy Fielding
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 336
"Wtedy dociera do mnie ten dźwięk - chyba trzask gałązki, choć nie jestem pewna - sygnalizujący, że ktoś jest za mną. Odwracam się, żeby spojrzeć, ale jest za późno. (...) Napastnik szarpnięciem wkłada mi na głowę poszewkę od poduszki. Nie mogę oddychać i wpadam w panikę. Oprzytomniej, myślę, usiłując odzyskać równowagę i opanować strach. Rejestruj wszystko co się dzieje. Ale wszystko dzieje się za szybko."
Bailey Carpenter była detektywem w renomowanej kancelarii prawnej. Podczas jednej z obserwacji, została napadnięta i zgwałcona przez nieznanego sprawcę. Policja nie miała żadnych tropów, gdyż Bailey nie dostrzegła żadnych cech charakterystycznych napastnika. Postanowiła stawić czoła traumie, w najlepiej znany sobie sposób - skoro jest detektywem, sama musi znaleźć gwałciciela. Ze względu na swoją pracę, zapewniła sobie kilku wrogów. Czy któryś z nich postanowił się zemścić? Każdego mężczyznę traktuje jako potencjalnego sprawcę, strach prowadzi ją w stronę obłędu. Kiedy ponownie chwyta za lornetkę, odkrywa, że jeden z sąsiadów ją obserwuje. Czy to on stoi za napadem?
Spodziewałam się dobrego kryminału, który okazał się całkiem przeciętnym. Znów zawiodłam się na zakończeniu, ale zacznę od początku.
Bailey spotyka straszna tragedia. Nie może wybaczyć sobie swojej nieuwagi, a jeszcze bardziej tego, że nie zapamiętała cech sprawcy, choć była do tego szkolona. Zaszywa się w domu, a pomoc przychodzi z nieoczekiwanej strony - w jej życiu pojawia się przyrodnia siostra, z nastoletnią córką.
Pomysł na książkę wydawał się trafiony, w końcu coś innego, niż morderstwo. Ofiara sama szukała sprawcy. Niestety, szukała trochę, jak dziecko we mgle, co jest zrozumiałe, bo ofiarę można łatwo zmanipulować i zastraszyć, kiedy wszystkich wokół traktuje jako potencjalne zagrożenie.
Polubiłam Bailey, jej siostrę i siostrzenicę. I to chyba tyle plusów.
Akcja, trochę za bardzo, się wlecze. Spodziewałam się większych emocji. Autorka może zaskoczyć zakończeniem, ale nie spodziewajcie się wielkich fajerwerków. Dla mnie, przekombinowała.
Na pewno nie znajdzie się na liście moich ulubionych kryminałów, choć przeczytać można. Lektura w sam raz na jeden, jesienny wieczór.
Ocena: 6/10
Jak to się stało, że jeszcze Cię nie obserwujemy tutaj na blogu?!
OdpowiedzUsuńOstatnio chodzi za mną jakiś bardzo dobry kryminał, ale ten, sądząc po Twojej recenzji, do takich się nie zalicza. Może mi coś polecisz? Ściskam, E. :*
Ja też nie wiedziałam, że macie bloga! Czas nadrobić zaległości :) Polecam książki Becketta, Lackberg, Slaughter, Gerittsen. Pozdrawiam :*
UsuńZwróciłam uwagę na ten tytuł, gdy książka miała swoją premierę. Teraz już nie jestem taka pewna, że chcę ją przeczytać... ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest tak, że żałuję przeczytania, tylko na tle innych kryminałów, które czytałam, wypadła trochę blado ;) Najlepiej jak przekonasz się sama, widziałam również pozytywne opinie o tej książce :) Pozdrawiam!
UsuńByłam zainteresowana tą lekturą, myślałam, że to będzie coś, szkoda że wypadła przeciętnie. Chociaż może jednak i tak się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie odradzam czytania, bo każdy ma swój gust i to, że mi nie podpasowała nie oznacza, że Tobie również się nie spodoba :) Widziałam również pozytywne opinie o tej książce, więc najlepiej jak się sama przekonasz :)
Usuń